Lily
Nadszedł tak długo wyczekiwany przeze mnie 1 września. Rodzice zostawi mnie na dworcu King Cross 20 minut przed odjazdem pociągu. Szłam właśnie w stronę wagonu, gdy w tłumie dojrzałam znajomą twarz.-Remus!
Lupin wyglądał dość mizernie- zbliżała się pełnia - lecz, gdy tylko mnie dostrzegł od razu się ożywił.
-Lily! Jak zwykle ślicznie dziś wyglądasz - uśmiechną się serdecznie.
-Oj tam... A gdzie reszta?
-Pewnie już w przedziale. Miałaś jakiś kontakt z Jamesem przez wakacje? - spytał kiedy szliśmy korytarzem.
-Hmm... - zamyśliłam się.- To dosyć dziwne, bo nic nie pisał...
Kiedy otworzyłam drzwi do przedziału powitała mnie grobowa cisza. James siedział przybity koło okna i kiedy weszłam nawet na mnie nie spojrzał. Łapa przypuszczając, że nic nie wiem wyciągną mnie z przedziału zanim zdążyłam o coś zapytać.
Dookoła nas rzucił zaklęcia uciszające, by nawet nasi przyjaciele w przedziale nic z naszej rozmowy nie usłyszeli. Kiedy skończył staną naprzeciwko mnie.
-Lily, nie dostawałaś Proroka?
-Nie, ale co to ma z tym wspólnego? Co się stało?
-Rodzice Rogacza zostali zamordowani... - kiedy to mówił widziałam ból w jego oczach. Wiedziałam bardzo dobrze, że był mocno przywiązany do tych ludzi. Mieszkał z nimi odkąd 2 lata temu uciekł z domu.
-Kiedy to się stało?
-W połowie lipca. Byli na jakiejś misji związanej z Zakonem. Nic nie mogli zrobić... - urwał.
-Przykro mi - powiedziałam. - Mogłam się domyślić, że coś było nie tak. James w wakacje nie napisał ani jednego listu, a przecież kiedyś pisał je do mnie prawie codziennie... - zamyśliłam się przez chwilę. - Myślałam, że może on się gniewa na mnie za to, co było pod koniec roku. Nigdy bym nie wpadła na to, że coś się stało.
-Mhm... - mruknął. - Lily, chyba wiesz, że musimy teraz poważnie porozmawiać? - zapytał poważnym tonem.
Kiwnęłam głową, na znak, że chyba wiem, o co mu chodzi.
-Wiesz, że ja tego nie chce, ale muszę cie o to zapytać - rozbawiła mnie jego mina męczennika. - Ruda, co tak właściwie jest między tobą, a Rogaczem?
-Syriusz... - jęknęłam, ale bardzo dobrze wiedziałam, że od odpowiedzi się nie wykręcę. - To trudne. W wakacje spędziłam dużo czasu na rozmyślaniach. James nie jest już mi obojętny.... Wiem, że go zraniłam mówiąc to co mówiłam i nie wiem, co on na to.
-Lily, on tak naprawdę nie widzi świata poza tobą. Jesteś dla niego najważniejsza - odchrząknął. - W takim razie mam nadzieję, że pomożesz mi wyciągnąć go z tego dołka? Wiesz chyba o co mi chodzi - spojrzał na mnie uważnie.
-Taak...
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę nad planem wyciągnięcia Rogacza z dołka i po odblokowaniu wszystkich zaklęć weszliśmy do naszego przedziału. Przez całą podróż James siedział nienaturalnie cicho patrząc się w jeden punkt. Tym punktem były moje oczy...
Syriusz starał się jak mógł, lecz James kiedy go o coś zapytano odpowiadał tylko lakonicznie, lub siedział cicho.
Kiedy w końcu dojechaliśmy do Hogsmeade musieliśmy się rozdzielić, bo w 7 nie zmieścilibyśmy się do jednego powozu. Syriusz wspaniałomyślnie zadecydował za nas i wepchną mnie i Jamesa do innego powozu tak, byśmy jechali sami.
-James? -zapytałam w pewnym momencie nieśmiało.
-Tak Liluś? -uśmiechnęłam się pod nosem. Nasz plan działał. James nadal mówił do mnie po staremu.
-James, naprawdę mi przykro. Ja nie wiedziałam, nikt mi nie pisał.
-Rozumiem... -spochmurniał.
-James, posłuchaj, umartwianie się nad sobą nie przywróci im życia. Oni chcieli by, byś był szczęśliwy.
-Wiem.
-James, a zrobisz coś dla mnie? - uśmiechnęłam się słodko, tak jak on lubił najbardziej. Podziałało.
-Tak kwiatuszku?
-Przywitasz ode mnie woźnego?
-Cooo? - zatkało go. - Znaczy... Dla ciebie wszystko - też się uśmiechnął.
-James?
-Mhm...?
-A umówisz się ze mną? - znowu go zatkało.