Severus
-No, no, no...
-Kogo my tu mamy... Potter i Evans - powiedział szyderczo Lucjusz.
Żadne z nich się nie odezwało. Widać było jednak, że obydwoje są wściekli.
-Czyżbyś wlał jej napój miłosny do gardła? Bo wcześniej jakoś nie zauważyłem, by pałała do ciebie TAKĄ sympatią - zapytałem.
-To nie twoja sprawa Smarkerusie - odezwała się Lily.
Choć wiedziałem, że nienawidziła mnie z całego serca, to ja się do niej nigdy nie zraziłem. Zawsze ją kochałem i będę kochać aż po grób.
-Grzeczniej Evans, grzeczniej - warknął do niej Malfoy. - Chyba, że może już pani Potter, a nie Evans? Czy my o czymś nie wiemy?
-Powiedziała, że to nie jest wasz interes - tym razem odezwał się Potter.
-Ależ po co tyle nerwów? My chcieliśmy tylko porozmawiać - powiedział Regulus.
Na twarzy Lilyanne zagościł na chwilę nie wyraźny uśmiech, lecz go powstrzymała. Och... Gdybym w tamtej chwili wiedział kogo zobaczyła.
-Oczywiście. No to dlaczego i niby, o czym mięlibyśmy z wami rozmawiać? - zapytał Potter z tym swoim głupkowatym uśmiechem.
-Bo mam wiadomość do przekazania.
-Jaką niby i do kogo?
-Do mojego ...tfu... brata - splunął Regulus.
-To dlaczego niby nie zwrócisz się bezpośrednio do mnie? Przecież stoję za wami - zapytał ktoś kto faktycznie stał za nami.
Kiedy się odwróciliśmy zobaczyliśmy Syriusza Blacka we własnej osobie. Koło niego stał nie kto inny jak Remus Lupin.
Już wiedziałem więc, dlaczego Lily i Potter tak się cieszyli.
-Och... No to przekażę wiadomość do rąk własnych adresata. Widzisz, cała rodzina wraz z Bellą na czele kazali cię pozdrowić - powiedział do niego z sarkazmem Reg.
-Przekaż im po prostu, że ich nie przyjąłem. A teraz bądź tak miły i zjeżdżaj mi z widoku. Albo nie, ja sam stąd pójdę...
Wziął Lily pod rękę i razem z Potterem i Lupinem oddalili się w stronę zamku.
-Smarkerusie, uważaj na gacie - rzucił do mnie przez ramię.
Miałem ochotę coś mu zrobić, ale blisko niego stała Lilyanne, więc wolałem nie ryzykować, że ona może czymś przez przypadek dostać.
Następne dni były straszne. Nie mogłem przestać myśleć o Lily w ramionach Pottera.Ten cham na nią nie zasługuje. Na eliksirach Slughorn rozpływał się nad jej talentem. Chciałem choć prze chwilę z nią porozmawiać, lecz ten palant Potter nie odstępował jej na krok. Podczas historii magii nie odrywałem wzroku od Lily. Nie robiła notatek, tylko siedziała i rozmawiała z tymi idiotami, którzy nazwali się jako jacyś tam Huncwoci. Ten Potter ją zmienił.
Kiedy na opiece nad magicznymi stworzeniami, której na szczęście nie mięliśmy z Gryfonami zaczęło mi się nudzić wyjąłem pergamin i bezmyślnie bazgrałem na nim jej inicjały - L.E.. Miałem dość widoku jej i Pottera spacerujących razem po korytarzach. Wszędzie chodzili razem. Cała szkoła huczała już od plotek na ich temat, ale sobie nic z tego nie robili.
Muszę coś z tym zrobić, tylko co? Co zrobić, by ich skłócić i się rozstali. Do głowy przyszedł mi tylko eliksir miłości. Ale nie... Przypomniał mi się w porę, że Lily ma w żołądku bezoar. Hmm... Sam zapędziłem się w pułapkę. A może poprosiłby Lucka, żeby na meczu strącił Pottera z miotły? Tak czy siak, to to na pewno zrobię. A co do Lily to...
KOCHAM JĄ!!!
Tylko tyle. Jest dla mnie wszystkim. gdyby nie ona, nie mógłbym żyć. Lubię zamknąć się sam w dormitorium i wspominać dawne czasy. Chwile spędzone razem z nią. Choć to może być głupie, ale... No nic, przyznam się.
Poprosiłem Petunię, by wysłała mi komplet bielizny Lily pod pretekstem rzucenia na nią jakiegoś uroku. Jak można się domyślić, zgodziła się bez wahania. Tak więc teraz, kiedy jestem sam lubię popatrzeć sobie na ten czarny, koronkowy komplecik. Wyobrażam sobie, jakby wyglądała w nim moja Lily i się tym napawam.
No, ale wracajmy do rzeczywistości...
Na historii magii Potter nie marnował czasu i całował ją po ramionach, szyi, karku i wszędzie, gdzie tylko popadło. Ona nie miała nic przeciwko. Nie potrafiłem przestać się oglądać w ich stronę. Czułem się strasznie.
Transmutacja była jeszcze gorsza. Powtarzaliśmy zakręcie patronusa. Patronus Pottera to jeleń (doskonałe dopasowanie, bo Potter to totalny idiota i jeleń). Lily wyczarowuje łanię, która jest parą z jeleniem. Kiedy McGonagall podeszła do mnie musiałem zaprezentować jej swojego patronusa. Doskonale widziałem szok i ból na twarzy Lily, kiedy mój patronus także przybrał postać łani identycznej jak jej. Potter i jego kumple mięli wymalowaną chęć mordu na twarzach. McGonagall tak samo. Aby uniknąć nie szczęścia kazała Potterowi i reszcie zabrać Lily z sali. Zwolniła ich także z reszty lekcji do końca dnia.
Rozkazała mi zostać po dzwonku. Kiedy podszedłem do jej biurka wyjęła różdżkę i rzuciła zaklęcie wyciszające na swój gabinet.
-Co ma mi pan do powiedzenia panie Snepe? - warknęła przez zaciśnięte zęby.
-Ja...
-Czy pan sobie wyobraża, co ja przeżywałam w tamtej chwili?! - stara wiedźma dopiero się rozkręcała.
-Nie, pani profesor.
-To w takim razie proszę mi wytłumaczyć, dlaczego pana patronus był identyczny jak ten wyczarowany przez pannę Evans?!
-Pani profesor ja nie mam pojęcia - oczywiście kłamałem, a ona o tym dobrze wiedziała. Wiedziałem bardzo dobrze dlaczego były takie same.
-Niech pan nie myśli, że teraz będę pana bronić przed Huncwotami. Daje panu Potterowi i reszcie pole do popisu i co więcej, jeszcze dodam im za dobrze rzucone zaklęcia punkty. A teraz wynocha z mojego gabinetu!
Miałem już wychodzić, kiedy dodała:
-Ach... Zapomniałabym. Proszę oddać pannie Evans ten komplet bielizny, który przygarnął pan sobie bez jej wiedzy.