poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Święta, święta

Lily

Wraz z Jamesem i Syriuszem wracamy na święta do mnie do domu. Rodzice stwierdzili, że przecież nie mogą zostać w Hogwarcie skoro już nawet oni zaczęli traktować chłopaków jak rodzinę.
Tak więc we trójkę wraz z innymi uczniami powracającymi na święta do domu wsiedliśmy do pociągu Hogwart - Londyn w sobotę rano, równo o godzinie 11. Znaleźliśmy sobie wolny przedział i się rozsiedliśmy. Przez całą podróż razem gadaliśmy o nowych kawałach Huncwotów, o biednym (jasne, jeszcze czego! my i współczucie dla tego człowieka?!) Filchu, którego kotka - Pani Norris - będzie mieć kocięta, a co najlepsze nie wiadomo z kim! Przez cały tydzień szkoła huczała od plotek na ten temat.

-AAA!!! - usłyszeliśmy krzyk dochodzący z Sali Wejściowej.
Zaintrygowana wraz z Jamesem, Syriuszem i Remusem poszłam zobaczyć co się tam stało. Jako, że teraz mięliśmy dwie godziny wolnego przed pierwszymi zajęciami rozpoczynającymi się o 10.00 nie śpieszyliśmy się. W SW ujrzeliśmy tłum. Byłam prefektem naczelnym, więc przecisnęłam się przez gapiów, a chłopcy korzystając z przejścia stworzonego dla mnie też ruszyli ku środku zbiegowiska.
Ale powracając do tematu po środku zobaczyłam Filcha pochylającego się nad Panią Norris.
-Panie Filch? Panie Filch, co się stało? - zapytałam, bo w oczach miał łzy.
-Moja kotka! Moja malutka! Moja najmilsza! - ryknął pomiędzy atakami płaczu. -Ona...ona...
-Panie Filch! - zdenerwowałam się, bo aby mu pomóc musiałam dowiedzieć się czegoś więcej.
-Ona będzie mieć kocięta! Jakiś kocur ją skrzywdził! Jak on mógł?! - wydzierał się.
Spojrzałam zaintrygowana na chłopaków. Trzęśli się ze śmiechu, ale też na ich twarzach malowała się ciekawość. Bo przecież kto chciałby przelecieć Panią Norris?

Z chłopakami wysnuliśmy tezę, że może nie być to zwykły kocur, a animag (człowiek zamieniony w zwierzę).
Moje rozmyślania w pociągu przerwał James.
-Liluś?
-Noo...? - przeciągnęłam samogłoskę.
-A jak mnie nie polubią na żywo? - powalił mnie i Łapę ze śmiechu tym pokręconym zdaniem. 
-A co to znaczy na żywo? - zapytał Syriusz pomiędzy atakami wesołości.
-Oj tam, wam obojgu to coś powiedzieć - udał, że się obraża, lecz za chwilę razem z nami wybuchł niekontrolowanym śmiechem.
-Mam powiedzieć absolutnie szczerze? - zapytałam, żeby trochę się z nim podrażnić.
Kiwnął głową.
-Myślę, że bardzo cię polubią - uśmiechnęłam się.
Rodzice odebrali nas z dworca. Bardzo się ucieszyli na nasz widok. Mama, o dziwo, najdłużej nie ściskała mnie, a Jamesa. Wywołało to u mnie, Syriusza i taty niekontrolowany chichot. 
Petunia miała wraz ze swoim chłopakiem Veronem wpadła tylko na chwilę, ale szybko wyszło i  miała przyjść dopiero na kolację wigilijną za dwa dni.
W domu chłopcy wraz z tatą zasiedli w salonie i oglądali jakiś mecz w telewizorze, a ja i mama siedziałyśmy w kuchni i przygotowywałyśmy kolację.
-Lily? - zapytała w pewnym momęcie.
-Tak?
-Trochę mi niezręcznie o to pytać, ale... czy ty i James to tak na poważnie?
-Jak najbardziej. A dlaczego pytasz? - zaciekawiłam się.
-No bo mnie to zastanawia. Kiedyś potrafiłaś przez cały czas na niego psioczyć, a teraz? Teraz to każdy twój list jest przepełniony samymi dobrymi określeniami Jamesa - uśmiechnęła się.
-Mamo... - jęknęłam. - Jeszcze mu to może powiedz, a już będzie myślał, że jest ideałem.
-A nie jest?
-Niby jest. Ale ma też swoje wady.
-James? James ma wady? - mama była wyraźnie zintrygowana.
-Noo... Strasznie chrapie - zaśmiałam się, a mama wraz ze mną.
Z salonu doszło do nas zdegustowane prychnięcie, bo powiedziałam to dosyć głośno, aby James mnie usłyszał.
-Mówię tylko prawdę! - odkrzyknęłam mu.
-Tak? A ja myślałem, że tylko we śnie i po pijanemu bądź na kacu mówi się prawdę!- odkrzyknął.
-Ty tak masz! - zaśmiałam się.
Więcej już się nie wtrącał, bo wiedział, że mu to jakoś zripostuję.
-Lily, widzę, że naprawdę się kochacie.
-Mamo, kocham go najbardziej na świecie. Jest dla mnie bardzo ważny. Myślę, że James to ten jedyny, właściwy - uśmiechnęłam się.
-Och... Moja mała córeczka jest już dorosła, więc tak myślałam, że to kiedyś się wydarzy - wzruszyła się mama.- A... - urwała. - Nie wiem, czy powinnam o to pytać. A co z Severusem?
Uśmiech zniknął z mojej twarzy.
-To już zakończony rozdział - warknęłam przez zęby. - I proszę Cię, nie poruszaj tego tematu nigdy więcej. Przy Jamesie i Syriuszu także. Żadne z naszej trójki nie chce mieć z nim nic wspólnego.
-Oczywiście. Ja tylko tak... - matka speszyła się i już o nic więcej nie pytała.
Kolacja minęła dość szybko na wspólnych żartach i rozmowach o semestrze. Po kolacji poszliśmy we trójkę do pokoju gościnnego, w którym James i Syriusz mięli spać.
Kiedy przed kolacją weszłam na chwilę do mojego pokoju przybył Fawex, feniks Dumbledora. Zostawił nam list, a ja postanowiłam, że otworzę go razem z chłopakami po kolacji.
Zaczęłam czytać.

Drodzy Lily, James i Syriuszu
Piszę do was w sprawie Zakonu Feniksa. Chciałbym, abyście we troje zostali jego członkami. Wasi  przyjaciele dołączą do nas w wakacje, kiedy skończą już 17 lat i szkołę, lecz was chciałbym mieć w Zakonie już wcześniej. Jeżeli na pewno chcecie dołączyć odpiszcie. Tak jak rozmawialiśmy wcześniej, na razie będziemy spotykać się w domu Potterów. Chciałbym, abyście chociaż przybyli na zebranie.
Oczekuję was 29 grudnia o godz. 17.00 w tymże wyżej wymienionym domu.
Kłaniam się, 
Albus Dumbledor.

-I co wy na to, dołączacie? - zapytał Syriusz.
-Oczywiście - odpowiedzieliśmy razem z Jamesem.
Tego wieczora z naszego domu wyszły dwa listy następującej treści.

Dyrektorze,
oczywiście we trójkę dołączymy do zakonu. Pojawimy się na zebraniu.
Lily Evans

Dor,
tęsknię za tobą jeszcze bardziej niż ty za mną. Skąd to wiem? Po prostu tak jest zawsze. My tu także nie próżnujemy. Rodzice Lilki są bardzo mili. Podczas jazdy w pociągu Rogaty zamartwiał się, czy go polubią. Oczywiście przypadł im do gustu, jakby inaczej. Poznałem narzeczonego Petuni. Straszny prosiak. Załączam fotkę, byście też mogli się pośmiać. Do zobaczenia już niedługo.
Całuję
Łapcia
PS. Pozdrowienia od Lily i Jamesa.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Jak mogłeś być tak nieodpowiedzialny!

Syriusz

Wczoraj znowu była pełnia...
Była sobota. Około 7 rano do naszego dormitorium weszła Ruda. Wiedziała, że już wróciliśmy, bo jak zawsze wstała wcześniej niż np. Ann i Dorkas i słyszała jak otwieraliśmy drzwi.
-Wróciliście - powiedziała, a w jej głosie zabrzmiała ulga.
Jako, że leżeliśmy na swoich łóżkach od razu podeszła do Jamesa i położyła się koło niego.
Obydwaj zauważyliśmy, że lekko drga i Rogacz ją objął.
-Już dobrze. Jesteśmy cali. Wróciliśmy już - powiedział uspokajająco.
-Wiem. Po prostu się martwiłam. Ale wróciliście już i nic wam nie jest- westchnęła.
Rogaty zasunął kotary w swoim łóżku, bo potrzebowali trochę prywatności. Rozumiałem go dokładnie. Lily jest bardzo wrażliwą osobą i zawsze się o nas martwi przy każdej pełni. Kiedy przychodziła do nas po powrocie z nocnej przechadzki James po protu musiał się uspokoić, a ona działała na niego kojąco. Mam tak samo z Dor, że jak wracam, to przez cały dzień bym się do niej przytulał, bo daje mi poczucie bezpieczeństwa.
-James, co Ci się stało?! - usłyszałem zdenerwowany głos Rudej.
Ups... Chyba nie unikniemy zeznań.
-Nic skarbie. To tylko małe draśnięcie... - powiedział James.
-Małe draśnięcie?! To ma być małe draśnięcie?! - fuknęła. - James, chyba sobie kpisz!
Evans odsunęła kotary łóżka.
-James, Syriuszu, co się do cholery stało?! - zapytała wystraszona. Znowu zaczęła lekko drgać, ale tym razem nie pozwoliła się przytulić.
-Hmm... No cóż... - zacząłem się jąkać, ale pod ostrzałem jej spojrzenia musiałem wziąć się w garść. - Był taki mały incydent.
-No więc słucham.
-Syriusz wpadł na wielce wspaniały pomysł - powiedział z sarkazmem James, a ja rzuciłem mu wściekłe spojrzenie.- Ale ja nie znam całej historii, więc niech on ci to opowie sam kwiatuszku - uśmiechnął się do mnie wrednie.
No normalnie kiedyś mu tak zapierdole w ten głupi łeb, że się nie pozbiera! Żeby nasłać rozwścieczoną Lilkę na mnie? No dobrze, może i jestem winny, ale nie powinien mnie z tym zostawiać samego.
-Słucham - powiedziała ponaglająco, kiedy cisza się przeciągała.
Wziąłem głęboki oddech i wiedząc, że teraz i tak nie wymigałbym się od odpowiedzi zacząłem opowiadać, jak to powiedziałem Smarkerusowi, że aby mógł nas śledzić wystarczy nacisnąć sęk na Wierzbie Bijącej. Jak James, kiedy dowiedział się o moim planie naskoczył na mnie :

-Koniec Śmiecierusa. – powiedziałem, kiedy zapytał dlaczego się tak cieszę.
-Jak to koniec Śmiecierusa? – zapytał Potter, a uśmiech zniknął mu z twarzy. – Co wymyśliłeś?
-Skoro Snape tak bardzo lubi węszyć, to sobie wywęszył jak wejść do Wrzeszczącej Chaty…
-Czy ciebie totalnie pojebało?!?!?!?!?! – James krzyknął na całe dormitorium, uniosłem do góry jedną brew.
-O co ci chodzi? Jak go Lupin trochę poharata, to mu się odechce…
-Łapa, nie sądziłem że kiedykolwiek to powiem, ale jesteś większym idiotą ode mnie! – James złapał się za głowę, jakby mając nadzieję,że to nie dzieje się naprawdę. – A nie pomyślałeś o tym, że Śmiecierus jest cholernie dobry w czarnej magii? Że mógłby coś zrobić Luniaczkowi? A jeśli Remus zrobiłby mu COKOLWIEK, to przecież nigdy by sobie tego nie wybaczył… Dyrekcja zresztą by też mu nie wybaczyła, wywaliłaby go na zbity wilczy pysk ze szkoły,a nas razem z nim. A Lily to tak dałaby nam popalić, że do końca życia byśmy to zapamiętali! Ona go nienawidzi, ale jednak nawet tego by mu nie życzyła! Czy pomyślałeś o tym, Syriuszu Orionie Black?! – James wyglądał na gorzej niż zmartwionego.
-Pomyślałem. Pomyślałem, że Śmiecierusowi należą się wilcze kły…
-Jesteś kompletnym imbecylem… – stwierdził Rogacz i pognał w kierunku korytarza. – Musimy powstrzymać tego Smarka, zanim cokolwiek zrobi!
 
Jednak było już za późno. Kiedy dotarliśmy do wierzby w wejściu zobaczyliśmy tylko skrawek peleryny Śmiecierusa. James kazał mi zostać i pognał za nim. Wrócili po jakichś 15 minutach. Snape był przeszczęśliwy, bo w końcu dowiedział się, co robimy, ale też był trochę rozkojarzony, bo Potter musiał go skonfundować.

-Niestety zdążył zobaczyć Remusa na końcu tunelu... Dyrektor się dowiedział. Snape nawet nie może pisnąć słówkiem na ten temat, przynajmniej tak nam powiedział. Nie mamy kłopotów z dyrekcją, ale ze strony Smarkerusa będziemy mieć zdrowo przejebane... - zakończył James.
-Ruda? - upomniałem ją, bo siedziała nieruchomo wpatrzona we mnie jak rozjuszony byk.
-Syriuszu! Jak mogłeś być tak nieodpowiedzialny?! - zaczęła wywód.
I tak przez godzinę się wydzierała. Oczywiście rzuciliśmy zaklęcia antydźwiękowe, aby nic z naszej ''rozmowy'' nie wydostało się na zewnątrz.
No tak... Zapomniałem powiedzieć, że na mnie nawarczała, ale z Jamesem to się obchodziła jak z jajkiem, bo sobie rozharatał rękę i tors kiedy bronił bezbronnego Śmiecierusa.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Konsekwencje pewnych czynów

Remus

Jeszcze nigdy, przenigdy nie wiedziałem Lily takiej roztrzęsionej i wkurzonej. Wydawałoby się, że jeżeli jej wzrok mógłby zabijać to połowa Hogwartu byłaby już martwa. Z klasy transmutacji udaliśmy się prosto do naszego dormitorium w wieży Gryffindoru. Łapa szybkim zaklęciem uprzątnął cały pokój.
Ruda opadła plecami  na łóżko Jamesa i przyłożyła dłonie do czoła, by się uspokoić. Ja usiadłem u siebie na łóżku, Syriusz zaczął chodzić w kółko, a James kucnął pod ścianą i patrzył z niepokojem na Lily.
-To co robimy? - zapytał Syriusz.
-Nie mam pojęcia, Lily? - zwróciłem się do niej, by wiedzieć, czy dostajemy zgodę na planowanie czegokolwiek.
-Macie wolną rękę - odparła.
-James?
-To przecież jasne - wywrócił oczami.
Nikt nie zdążył nic odpowiedzieć, bo przez okno do naszej sypialni wpadła sowa. Podleciała do Evansówny, a ta drżącymi odwiązała paczkę oraz list od jej nóżki. Po dostarczeniu przesyłki sówka odleciała. Razem z chłopakami usiedliśmy koło Lily. Podała nam paczkę, a sama zajęła się listem.
Kiedy otworzyliśmy paczkę nie wiedziałem, czy się śmiać, czy płakać. Naszym oczom ukazał się komplet czarnej, koronkowej bielizny, która bez najmniejszych wątpliwości należała do Evans.
-Lilanko? -zapytał James. - Dlaczego KTOŚ ci to przysłał? - dał nacisk na słowo ''ktoś'', bo prawie nie miał wątpliwości od kogo jest ta przesyłka.
-Czytaj - zdenerwowana po przeczytaniu listu rzuciła go w naszą stronę, a sama wstała z łóżka i zaczęła krążyć po pokoju pomrukując coś pod nosem, co raczej nie było pochlebne, ani ocenzurowane.

Lillanne,
oddaję co należy do Ciebie. Pewnie zastanawiasz się, skąd to mam? Otóż twoja siostra, Petunia była bardzo uczynna i zgodziła się mi to przesłać. Przepraszam.
Znam Cię od najmłodszych lat. Już przy naszym pierwszym spotkaniu wiedziałem, że jesteś dla mnie kimś więcej niż tylko znajomą. Ty nigdy nie dawałaś mi odczuć, że chcesz czegoś więcej niż przyjaźni ze mną. Przepraszam za to, że Ci się narzucałem. Przepraszam. 
Chciałbym, abyś była szczęśliwa. Przepraszam, że Ci w odnalezieniu tego szczęścia przeszkadzałem. Przepraszam.
Nasza przyjaźń miała wiele wzlotów i upadków. Chciałbym jednak, byś pamiętała tylko te lepsze chwile, bo takie i ja zawsze wspominam.
Wiedz, że jednak będę o Ciebie walczył do końca. Kocham Cię całym swoim sercem, całą swoją duszą. Oddałbym dla Ciebie i za Ciebie wszystko, gdyby tylko to coś dało. 
Żadna przyjemność pokonać kogoś walkowerem, więc będę walczyć dopóki, dopóty będzie dla mnie szansa w walce o twoje względy.  
Zawsze Kochający
S.S.


-Że też ten skurwiel ma czelność!- zawołał Łapa.
-Łapo, Lunatyku, czas wcielić w życie nasz najlepszy plan - powiedział z pasją James.
-Zgadzam się. Panowie akcję ''Smarkerus Snape'' czas rozpocząć! - przyznał mu rację Łapa.
I tak jakąś godzinę później wspomniany Severus ''Smarkerus'' Snape nie był już tą samą osobą. Przynajmniej teoretycznie.
Zrobiliśmy Ślizgonowi pełen makijaż. Wydłużyliśmy do łopatek i przefarbowaliśmy na blond jego włosy. Pomalowaliśmy jego paznokcie krwistoczerwonym lakierem zagarnionym z kosmetyczki Dorkas i bezbarwnym z brokatowymi drobinkami od Ann. Ubraliśmy go w odjazdową żółtą sukienkę mini. Dorobiliśmy biust. Nie zapomnieliśmy także o kusej, czerwonej bieliźnie. Na nogi założyliśmy mu mieniące się wszystkimi kolorami tęczy szpilki na 12 centymetrowym obcasie ze szpicami. 
I w takim oto ubranku odstawiliśmy Severuskę ''Smerkeruskę'' Snape do Wielkiej Sali na obiad. 
Lily już tam była, bo umówiliśmy się, że będzie czekała na wejście ''nowego'' ucznia Slytherinu. Śmiała się jak wszyscy. Nawet nauczycielom (a szczególnie McGonagall) nie udało się powstrzymać śmiechu.
A Smarkeruska nie miała drogi ucieczki i rad, nie rad  musiała pójść na obiad...

piątek, 12 kwietnia 2013

Powrót

-James!- wrzasnęła Lily.-Chodź tu!
Okularnik posłusznie podszedł do swojej dziewczyny.
-Tak?
-Czy wiesz, że od ponad miesiąca nie było żadnego nowego rozdziału? - zapytała zmartwiona.
-Niestety mam tego świadomość... -urwał James smutno.
Podszedł Syriusz i poklepał Rogacza po ramieniu.
-Czym tak się zamartwiacie gołąbeczki? - zapytał wesoło.
-Tym, że od miesiąca nie było żadnego nowego rozdziału na nasz temat! -jęknęła zrozpaczona Ruda.
-To to i ja wiem, ale mam dla was świetną wiadomość! - Łapa rozpromienił się jeszcze bardziej.
-No to jaką nowinę przynosisz?
-Już w poniedziałek, 15 kwietnia pojawi się rozdział pt. ''Konsekwencje pewnych czynów''!
-Naprawdę? - zapytali James i Lily jednocześnie. Humor się im wyraźnie poprawił.
-Naprawdę, sam sprawdzałem.
-A z czyjego punktu widzenia będzie napisany? -dopytywał rozczochraniec.
-Tym razem to Luniaczek opowiada. A nie jesteście ciekawi o czym?
-No oczywiście, że jesteśmy - przewróciła oczami Ruda.
-Będzie na temat Smarkerusa - we trójkę się skrzywili. - Ale będzie bardzo ciekawie.
-A tak coś może trochę dokładniej byś się wyrażał?
-Ruda dostanie tajemniczą paczkę. Zaplanujemy zemstę na Smarkerusa. Użyjemy naszego najlepszego planu. No i takie tam jeszcze inne pierdoły. Ale - zaznaczył - nic więcej wam już nie powiem, bo nie chce odbierać radości czytania,
I tak oto przyjaciele przestali się zamartwiać, że na blogu o ich życiu nic nowego się nie dzieje...